Recenzja książki Petra Šabacha Masłem do dołu.

Autor recenzji: Michal Šanda, poeta, prozaik i dramaturg czeski.

Źródło: www.novinky.cz

 

Kostka Šabacha

 

Ała! Ból zęba trzonowego promieniował aż do ucha. Kwiląc siedziałem w poczekalni u dentysty. W dodatku mam zrecenzować Šabacha! Ale kiedy tylko zaczytałem się tak, że zapomniałem o bólu, odezwała się wątpliwość. Co teraz? Przecież zrujnuję sobie całą karierę recenzenta i stracę opinię intelektualisty. Šabach! Ała!

Po godzinie jęków w końcu przyszła na mnie kolej i z gabinetu wyłonił się dr. Hrnčiřík w białym fartuchu. Jego wzrok padł na najnowszą książke ŠabachaMasłem do dołu.

-Co ty czytasz?- przeraził się szczerze.

Dr Hrnčiřík jest moim kolegą z gimnazjum. Oprócz specjalistycznych publikacji z dziedziny stomatologii i porannej gazety w metrze, nie czyta nic. Mimo to ma jasne, wyraźnie wyrobione zdanie na temat Šabacha.

-Ale czytasz czy recenzujesz?
- To i to, - odpowiedziałem.
- Co roku wydaje nową książkę,- dr Hrnčičík zaczął wyjaśniać swoją opinię o Šabachu. - Produkuje jak krasnoludki na taśmie fabrycznej. Sentymentalny kicz non plus ultra. Potem Hřebejk kręci film na podstawie książki i chłopaki mają z głowy. Nawet jak wywiercę dziury w zębach trzonowych wszystkim ludziom w Czechach, nie zarobię tyle co ci dwaj.

Dr. Hrnčiřík jest wprawdzie specjalistą od borowania, nie od literatury, jednak jego zdanie na temat Šabacha nie odbiega zbyt mocno od tego, jakie ma większość krytyków.

Skompromitować się czy nie, o to właśnie chodzi! Wystarczy spojrzeć na recenzje, których autorzy trzymają niezrozumiały dystans wobec Šabachów, ralów i Vieweghów. Zupełnie nie rozumiem dlaczego to właśnie oni popadli w niełaskę krytyków. Ich powieści są zręcznie skonstruowane. Zwykle zawierają także zaskakujące zwroty akcji. Naturalne, z życia wzięte dialogi. Dynamiczna narracja, dowcip i ironia zrównoważone szczyptą sprawnie dozowanego sentymentu. Co w tym tak godnego potępienia?

I to jest właśnie chyba ten ząb, który nas boli. Udajemy, że literatura czeska obfituje w pisarzy, których każda nowa książka wywołuje rewolucję na miarę Ulissesa Joyce'a. Figa z makiem. Ilu jest takich pisarzy w obecnej generacji, i to nie tylko w Czechach, ale w ogóle na świecie? Napisanie rzetelnie skonstruowanej książki, którą czytelnik połyka na raz w poczekalni u dentysty to przecież cholernie wielka sztuka. 

Ale powróćmy do książki Máslem dolů i jednego z obrazków, który zamieszczam też w tym artykule.

Pisarstwo Šabacha? Zależy od punktu widzenia. Jak w przypadku sześcianu z jego nowej książki.

Co widzisz?

Sześcian z literkami „a” zwróconymi w moją stronę – odpowiadam.

A w moją stronę są akurat teraz literki „b” – mówi i Evžen z tajemniczym uśmiechem na zwykle zachmurzonej twarzy.

Kwestia punktu widzenia – konstatuję.

Dokładnie tak... – Evžen uczenie potrząsa swoją posiwiałą, niegdyś rudawą głową.

Evžen i Arnošt to chłopaczki koło sześćdziesiątki, kumple i stali bywalcy knajpy Cisza. Z ich debat przy piwie wynika, że Arnošt prowadzi dość obskurny antykwariat i regularnie odwiedza w domu starców swojego ojca, który już mało co kojarzy. Albo może właśnie kojarzy więcej niż ktokolwiek inny? Największym szczęściem Arnošta jest jego wnuk Míša. Płata z nim różne figle. Potem dochodzi jednak do tragedii. Míša chodząc na szczudłach zrzuca na siebie kocioł z wrzątkiem, jest poparzony. Od tego momentu sprawy nabierają zaskakującego obrotu. Jakiego, oczywiście nie będę Wam zdradzał, ale skoro już mowa o doktorach, w Masłem do dołu występuje pewien wybitnie niesympatyczny wrzód na tyłku:

Czytałem pewną rzecz... natrętnie nachyla się doktor Palindrom, a potem pyta, czy ja też to czytałem, a ja wrzeszczę:

  • Nie czytałem!!! tak samo głośno i z takim samym zapałem, z jakim niedawno fotograf Šámal zawołał wszem i wobec: „Jezusie kochany! Jak ja się cieszę, że już nie muszę współżyć!” jednak najwyraźniej nie zniechęca to doktora, który jeszcze kilkakrotnie powtarza, że jest „niewypłacalny”, a ja myślę w kółko razem z Falstaffem: „Not a penny... Not a penny...”. W zamyśleniu wpatruję się w wypukłość na kurtce Evžena model M65 wzór Regiment i mam wielką ochotę capnąć ten jego pistolet, strzelić doktorowi między oczy i ze słowami „Not a penny...” oddać ją, po czym znów wraz z Falstaffem zawołać: „Powiedz, co powiedzieć chcesz, jak człowiek z tego świata!” co jest sztuką, której doktor Palindrom naprawdę nie opanował.(...)

A to idiota! śmieje się Evžen, a ja zastanawiam się, czy powiedział to specjalnie i naprawdę jest taki dobry, bo „a to idiota” to przecież palindrom.

No i co – dobre czy głupie? Kwestia punktu widzenia. Spójrzcie jeszcze raz na ten sześcian. Co widzicie?